Kilka słów do tych, którzy chcą uniknąc rozczarowań

Opublikowano w Poradniki dla Polaków w Hanowerze


Kilka słów do tych, którzy chcą poszukać szczęścia w Niemczech i uniknąć przy tym bolesnych rozczarowań.

Grunt, to nie wybierać się z worem fałszywych wyobrażeń. Rozbuchane, nierealne oczekiwania sprawią, że staniecie się łatwym łupem dla rekruterów spod ciemnej gwiazdy, łowców łosiów, leszczy i jeleni. By tego uniknąć, warto wiedzieć, że:

>>> nie, w Niemczech nie ma pracy za 3000, 2500 czy nawet 2000 euro na rękę dla ludzi bez znajomości języka, bez uznanych kwalifikacji, bez konkretnego doświadczenia zawodowego. Jeśli jakiś internetowy cwaniaczek z miodem w uszach naobiecuje wam takie kwoty za pracę lekką, łatwą i przyjemną, choć nic nie umiecie, macie wyłącznie dużo chęci i umiecie „guten tag” oraz „dankeszen”, a wam przyjdzie do głowy, by dać się skusić, to skoczcie może najpierw na główkę do basenu bez wody. Efekt będzie podobny, a wyjdzie taniej niż wyprawa do Niemiec i powrót do kraju z podkulonym ogonem, dziurami w butach i w kieszeniach.

>>> w Niemczech agencje pracy płacą wynagrodzenia taryfowe, co znaczy, że nie mając uznanych w tym kraju kwalifikacji zawodowych, zaliczacie się do 1. Engeltgruppe, czyli pomocników niewykwalifikowanych. Ze stawką 12,43/h. Brutto. I nie ma tu znaczenia, że kładliście kiedyś ze szwagrem kafelki, pomagaliście przy sufitach podwieszanych, a nawet to, że skończyliście marketing i zarządzanie w jakiejś wyższej szkole nie-wiadomo-czego w Siedlcach albo Jaśle– tutaj nadal pozostajecie niewykwalifikowanymi „helferami”, czyli pomocnikami. Po pewnym przepracowanym czasie dochodzą jakieś dodatki - 50 centów albo ojrak do każdej godziny. Realnie przekłada się to dla was na zarobki rzędu 1400 – 1500 euro/mies. Na rękę. To jest ten niemiecki miód, na który możecie realnie liczyć. Kto ciekaw szczegółów i co nieco „fersztejen”, może sobie na ten temat poczytać tu: epaper.ig-zeitarbeit.de

>>> kto przestał już jakiś czas temu bawić się w piaskownicy, powinien wiedzieć, że na tym świecie, również w Niemczech, „za darmo” to najwyżej boli gardło. Za każde mieszkanie czy pokój ktoś musi zapłacić. Tym kimś, w takiej czy innej formie, będziecie wy. Żaden cwaniak nie da wam przyzwoitego dachu nad głową za darmo, bo was tak lubi i ma dobre serce. Zatem poszukiwacze pracy z „darmowym zakwaterowaniem” to grupa mająca najwyraźniej ochotę przekwalifikowania się na jeleni. Za darmo możecie najwyżej zostać ulokowani po troje w zagrzybionej norze, namiocie, szałasie, baraku albo „hotelu” z bandą Romów za cienką ścianą.

>>> nie dawajcie posłuchu forumowym mędrcom, doradzającym wam, żeby oczekiwać czy nawet żądać „co najmniej 20 ojro na godzinę”, bez kwalifikacji i znajomości języka. To na ogół przegrywy i bajkopisarze, tyrający gdzieś za minimalną stawkę. Gdyby oni sami potrafili takie stawki uzyskać, nie uwijaliby się i nie mędrkowali na forach dla osób poszukujących pracy.